Korona królów

korona-krolow-serial-tvp-zwiastun

Obejrzeliśmy trzy pierwsze odcinki Korony królów, szumnie zapowiadanego serialu Telewizji Polskiej. Trzy, bo stwierdziliśmy, że pisanie recenzji po dwóch może być krzywdzące dla tej produkcji i należy jej się jeszcze jedna szansa (w końcu do trzech razy sztuka). Czwartej nie dajemy, bo po tym, co do tej pory zobaczyliśmy, wiemy już wszystko.

TVP już od jesieni promowało swoją nową produkcję. Miała być to „barwna kostiumowa opowieść o panowaniu najwybitniejszego władcy w dziejach Polski – Kazimierza Wielkiego” z miłością, intrygami, zdradami i walką o wpływy w tle. Opis sugerował, że otrzymamy polską odpowiedź na Grę o tron, tylko realizowaną przy udziale dużo mniejszego budżetu (co jest zrozumiałe) i w formie krótkich, niespełna 30-minutowych odcinków pokazywanych przed Wiadomościami w dni powszednie. Druga decyzja jest już nieco mniej racjonalna, jednak można przypuszczać, że rozwiązanie to zostało skopiowane z innej telenoweli historycznej, która cieszyła się ogromną popularnością w naszym kraju: tureckiego Wspaniałego stulecia. Pojawił się pierwszy zwiastun i nadzieje legły w gruzach. Widać w nim było sztuczność, ale osobiście miałam nadzieję, że może to kwestia kiepskiego montażu i niebyt szczęśliwego doboru i zestawienia ze sobą scen.

Myliłam się.

Korona królów jest serialem na wskroś nienaturalnym. Problemy wyziewają praktycznie z każdego możliwego aspektu tego obrazu i to problemy maści wszelakiej. Zacznijmy od scenariusza, bo to on stanowi najbardziej kłopotliwy aspekt serialu. Konsultowała go Ilona Łepkowska, matka takich dzieł, jak M jak miłość czy Barwy szczęścia. Wiemy, że nie są to produkcje najwyższych lotów, ale spełniają wymagania stawiane przeciętnym telenowelom i nie odstraszają widza. Z nieznanego nam powodu to, co działa w przypadku obrazów współczesnych, zupełnie nie zaskoczyło w przypadku Korony. W przypadku tego obrazu szwankuje wszystko, począwszy od dialogów, które nie dość, że nie pasują do epoki (o czym jeszcze wspomnę za chwilę), to brzmią nienaturalnie i momentami zupełnie nie mają sensu. W scenariuszu widać dużo krótkich scen-zapychaczy, które zapewne miały rozciągnąć akcję serialu na wymaganą przez TVP ilość odcinków. Najlepiej oddaje to odcinek trzeci, w którym największym problemem mieszkańców zamku nie jest fakt, że królowa Anna wymknęła się z zamku na potajemne spotkanie z bratem (spisek czuć na kilometr), ale kwestia obowiązującego postu i tego kto i co może wówczas zjeść. Rozumiem, można podkreślić ten fakt raz, ostatecznie dwa, bo kwestia poszczenia faktycznie stanowi ciekawy element historyczny i spełniając obowiązek edukacyjny można opowiedzieć o nim w jednej scenie. Problem pojawia się, gdy o poście wspomina się bez mała w każdej scenie, każda postać musi wygłosić pod tym kątem swoją opinię.

koronakrolow-czolo-970x482

W serialu brak również konsekwencji, zwłaszcza jeśli chodzi o język litewski, którym posługuje się cześć postaci. Już po pierwszych dwóch odcinkach zdziwiłam się, że litewska kucharka rozmawia ze swoim rodakiem po polsku, ale ostatecznie zrzuciłam to na karb oszczędzania na lektorze (wolałabym napisy, ale rozumiem ten krok: serial oglądają osoby starsze, które mogą mieć problem z odczytywaniem napisów z ekranu). Jednak w trzecim odcinku obserwujemy scenę spotkania Anny z bratem, podczas której pada dość długa wymiana zdań w języku litewskim. Kilka scen później ta sama para ucztując na królewskim dworze spiskuje już po polsku, zupełnie tak, jakby był to zabieg zamierzony, by ktoś mógł podsłuchać ich knowania. Bawi również fakt, że cześć przybyłych z Litwy postaci mówi „z akcentem” (udawanym), podczas gdy inni mają to zupełnie gdzieś i operują najczystszą wersją języka polskiego.

Największym grzechem Korony jest jednak niedostosowanie scenariusza do realiów XIV w. Polski. Postacie posługują się językiem współczesnym, co niestety nie pozwala się wczuć w epokę. Rozumiem, że wyprowadzenie do serialu średniowiecznej polszczyzny znacznie utrudniłoby odbiór serialu, jednak można by było zadbać o wprowadzenie nieco bardziej archaicznych form. Te owszem, sporadycznie występują w serialu, jednak przez większość czasu postaci posługują się językiem współczesnym, co zupełnie zaburza klimat. Choć jesteśmy w wieku XIV, kiedy to postać króla traktowana była niczym świętość, w Koronie królów panuje niezwykłe rozluźnienie obyczajów i osoby bezceremonialnie zwracają się do siebie bezpośrednio, mówiąc sobie na „ty”. Więcej ogłady i dworskiej etykiety dostrzeżemy we współczesnym The Crown, niż w produkcji TVP. Rozśmieszyła mnie scena, w której na powitanie powracającego z wojny Łokietka wybiegły dzieci Kazimierza i Anny, rzucając się mu na szyję, sprawiając, że król przeistoczył się w dobrego dziadka, który za moment wyciągnie z kieszeni cukierki i uraczy nimi swoje wnuczki. Przecież wiadomym jest, że dzieci na dworach królewskich od najmłodszych lat wychowywane były przez mamki, ani matka, ani ojciec, a już w szczególności koronowana głowa nie wykazywały nimi zbyt wielkiego zainteresowania, przynajmniej do momentu, w którym osiągały wiek, w którym można było rozważyć ożenek czy uczynić z chłopca rycerza. O pomstę do nieba wołało również zakończenie odcinka trzeciego, kiedy to Kazimierz i Anna zamiast ukarać dwórkę za a) udział w spisku, b) niedotrzymanie powierzonej tajemnicy, z uśmiechami na ustach oznajmili, że się nie gniewają.

Tak. Nie gniewają się. Po prostu.

b7f120badc3fadb0ed9b4371a723.1000

Teoretycznie w serialu występowała konsultacja liturgiczna, jednak czujni internauci udowodnili już, że owszem, konsultacja mogła być, ale dotycząca współczesnego obrządku. Scena chrztu odbywała się zgodnie z obowiązującymi współcześnie normami (dodatkowo w pięknej polszczyźnie), natomiast msza odprawiana była już po łacinie, ale biskup krakowski celebrował ją przodem do wiernych, zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym po Soborze Watykańskim II (czyli dopiero w XX wieku). Nie rozumiem, jak można było dopuścić się takich przeoczeń tworząc serial historyczny. Wygląda to tak, jakby osoba odpowiedzialna za scenariusz i reżyserię w ogóle nie przejęła się tym, by w jakikolwiek sposób odwzorować realia.

Owszem, można powiedzieć, że w Koronie mamy stroje i scenografię z epoki. Jednak i tutaj pojawia się problem. Film kręcono na zamku w Bobolicach, zamku maleńkim i niedawno odbudowanym. Niestety, nijak ma się on do ogromnego Wawelu. Rozumiem, że nakręcenie serialu w głównej atrakcji turystycznej Krakowa mogłoby wiązać się z niemałymi kosztami, dlatego zajęcie mało popularnego zamku położonego z dala od zabudowań było oczywistym wyborem. Problem w tym, że świeżo odnowiona budowla jest zbyt „sterylna”, jak na ówczesne realia. Bije od niej czystość, wnętrza zamku są dość widne, co ponownie nie pozwala wczuć się w mroczny klimat wieków średnich. Przeszkadza w tym również dobór garderoby. Przez pierwsze dwa odcinki zastanawiałam się, co jest z nią nie tak, aż wreszcie mnie olśniło. Wszyscy, dosłownie wszyscy, bez względu na stan, chodzą w czyściutkich ubraniach, które wyglądają zupełnie tak, jakby przed chwilą zostały wyprane i starannie wyprasowane. Śmieszy to szczególnie w przypadku kucharza i kucharki, którzy snują się po kuchni w ubraniach na których nie widać ani jednej plamki. To teoretycznie szczegół, ale nawet taka drobnostka zaburza odbiór obrazu. Zwłaszcza, jeśli przypomnimy sobie Grę o tron, gdzie (mimo umieszczenia akcji w fikcyjnych realiach), zadbano o odwzorowanie każdego szczegółu.

Na koniec przyszedł czas na wisienkę na szczycie tortu, czyli obsadę. Te wszystkie niedoróbki można by było przełknąć, gdyby serial potrafiła ożywić przekonująca gra aktorów. Niestety, pod tym względem Korona królów również nie zdała egzaminu. Przy recenzji Powidoków wspominałam, że aktorzy nie są w stanie uratować obrazu z drętwymi dialogami. Tak jest i tutaj. Widać co prawda starania, Halina Łabonarska w roli królowej Jadwigi walczy z idiotycznymi tekstami, stara się je wypowiadać z odpowiednią gracją, jednak momentami zbytnio szarżuje. Póki co przyzwoicie wypada Marcin Rogacewicz (Jaśko), dobrze radzi sobie również Wojciech Żołądkowicz (Olgierd), nadzieję zaczyna budzić również Piotr Gawron-Jedlikowski (Niemierza). Reszta aktorów zupełnie nie odnajduje się w kreowanej przez nich rzeczywistości, mają problem z dostosowaniem emocji do wypowiadanych przez siebie kwestii. Najlepiej widać to na przykładzie zestawienia Łokietek (Wiesław Wójcik) – Anna (Marta Bryła). On wypowiada swoje kwestie dostojnie, jednak zupełnie bez emocji, ona zachowuje się niczym rozkapryszona nastolatka, kołysząc się cały czas na huśtawce nastrojów. Nie twierdzę, że to wina aktorów, może ktoś kazał im tak grać, może faktycznie nie znaleźli klucza do interpretacji słabego scenariusza. Jedno jest jednak pewne: ich występ sprawia, że serialu oglądać się nie da.

z22846709V,Korona-krolow

W Koronie królów jest jeden pozytyw i jest nim muzyka. Nic w tym dziwnego, bowiem odpowiada za nią Marcin Przybyłowicz, twórca ścieżki dźwiękowej do popularnej gry komputerowej Wiedźmin. To co słyszymy jest faktycznie najwyższej jakości, ale… No właśnie, momentami zupełnie nie pasuje do tego, co widzimy na ekranie. Pasowałaby do filmu z dynamicznymi zwrotami akcji, z scenami batalistycznymi (śmie twierdzić, że tych w serialu nie zobaczymy). Umieszczona w tej telenoweli nieco podbija dramaturgię, jednak czuć pewien dysonans pomiędzy jej jakością, a tym, co prezentuje sobą pozostała cześć serialu (nawet zdjęcia nie są tutaj najlepsze).

Po emisji dwóch pierwszych odcinków wielu widzów stwierdziło, że Korona królów to polska odpowiedź nie na Grę o tron (bo to zupełnie inny poziom), a na tureckie Wspaniałe stulecie. Tak się składa, że miałam kiedyś okazję obejrzeć kilka odcinków tej produkcji i niestety, turecki serial dysponował zdecydowanie wyższym budżetem, stąd nieporównywanie lepsza scenografia, kostiumy, a nawet gra aktorska. Ale mniejsza o wysokobudżetowe produkcje zagraniczne, ten twór nie dorównuje nawet nakręconemu w 1980 r. polskiemu serialowi Królowa BonaI problem nie tkwi w tym, że TVP nie jest w stanie wyprodukować dobrego serialu, przecież nie tak dawno temu na antenie TVP 2 emitowany był Czas honoru, który prezentował całkiem przyzwoity poziom i cieszył się sympatią widzów. Korona królów została po prostu stworzona w sposób niedbały, zupełnie tak, jakby wszyscy zaangażowani w ten proces robili to od niechcenia. Scenariusz wygląda tak, jakby został napisany przez kompletnego amatora, bez żadnej konsultacji, weryfikacji, bez poniesienia choćby najmniejszego wysiłku, by sprawdzić, jak wyglądała rzeczywistość te kilkaset lat temu. Być może czynnikiem zniechęcającym była kwestia niskiego budżetu, może zabrakło czasu, a może ktoś postawił nie na tych ludzi, na których powinien.

Korona królów mogła wypalić, gdyby ktoś podszedł do realizacji tej produkcji na poważnie, gdyby chciał zrobić z niej serial historyczny z prawdziwego zdarzenia, z niespełna godzinnym odcinkiem emitowanym raz w tygodniu. Niestety, obrana przez TVP telenowelowa droga wiedzie ku zupełnej klęsce i kolejnemu blamażowi Telewizji Polskiej.

Choć chyba taka sytuacja była do przewidzenia.

 

 

11 myśli w temacie “Korona królów

Add yours

  1. Polskich seriali typu „Barwy szczęścia” czy „M jak miłość” nie oglądam, bo uważam, że to …chłam – Próbowałam i nie dałam rady. Korony królów jeszcze nie widziałam… choć na pewno chcę, chociażby po to by dojść do podobnych do Ciebie wniosków. Trochę szkoda, że skopali taka produkcję [jeśli tak jest], bo naprawdę miałaby potencjał 🙂

    Polubienie

    1. Właśnie kiepskim pomysłem byłoby dopasowanie dialogów do średniowiecznych realiów. Czy wyobrażasz sobie wypowiedzi w stylu „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”? Nawet absolutny klasyk, czyli Sienkiewicz, nie pisał w stylu epoki, bo nikt by tego nie zrozumiał. Polski sprzed kilkuset lat, a polski współczesny to dwa różne języki.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑