W cieniu Czarnobyla

Rok 1986 był w pewnym sensie rokiem przełomowym. Rokiem, który odcisnął piętno na życiu wielu ludzi, którego skutki wciąż odczuwane są wśród nas. Rokiem, w którym zaufanie do technologii przyszłości spadło do zera i w którym ludzie zaczęli bać się konsekwencji postępu naukowego.

To zabawne, że dziś okolice Czarnobyla są jednym z najbardziej dzikich miejsc na Ukrainie, w którym w zawrotnym tempie rozwija się zarówno fauna, jak i flora, a całą tzw. „Zonę” ogarnia niezwykła cisza. Jeszcze ponad 30 lat temu w mieście Prypeć kwitło tu życie, w zakładach pracy „Jupiter” tłumy pracowały w pocie czoła, w ogromnych blokach kobiety gotowały obiady, a w pobliskich szkołach dzieci chłonęły komunistyczną propagandę. Miasto przyszłości, praktycznie idealne, zasiedlone głównie przez pracowników nowoczesnej elektrowni atomowej, która miała stanowić kolejną cegiełkę w budowaniu potęgi jądrowej Związku Radzieckiego. Wystarczyła wada w konstrukcji reaktora oraz jeden pochopnie wykonany eksperyment, by ten sielski obrazek rozerwać na strzępy.

Sam wybuch i pożar odebrał życie wielu pracownikom elektrowni, jednak siła ognia jest niczym w porównaniu do tego, czego dokonała wydobywająca się w pogorzeliska chmura radioaktywna, która swoim zasięgiem ogarnęła większą część Europy. Skutki szkodliwego odpadu najbardziej odczuli mieszkańcy pobliskich miast: ci, którzy wówczas znajdowali się w pobliżu elektrowni zachorowali na chorobę popromienną, podobnie jak śmiałkowie, którzy zdecydowali się usuwać skutki katastrofy. Ze względów bezpieczeństwa ewakuowano pobliskie skupiska ludności, a wokół elektrowni utworzono 30-km zamknięty obszar tzw. „Strefę Wykluczenia” zwaną często z rosyjskiego „Zoną”. I choć dziś w większości miejsc poziom promieniowania spadł do normy, to jednak okolice elektrowni wciąż straszą ruinami niezamieszkanych budynków.

Znalezione obrazy dla zapytania czarnobyl
Zniszczona elektrownia

Zona do dziś budzi wiele emocji. Fani fantastyki snują opowieści o mutantach czających się w okolicznych lasach, a reporterzy wciąż rozdrapują świeżo zabliźnione rany tych, w których życiu rok 1986 zmienił praktycznie wszystko. A gdyby w Zonie umieścić akcję powieści obyczajowej, w której zamiast walczyć z wynaturzonymi stworzeniami, należy stawić czoło własnym słabościom? Próby napisania takiej powieści dokonała Madeleine Hessérus w książce W cieniu Czarnobylapowieści pokazującej jak wydarzenia sprzed lat wciąż wpływają na nasze życia.

Główną bohaterką powieści jest Katarina, Szwedka, która przybywa na Ukrainę w celu prowadzenia rutynowych prac badawczych nad rozwijającym się na terenie Strefy ekosystemem. Nowe miejsce pracy to oczywiście okazja do nawiązania nowych znajomości – w tym również intymnych. Jednak jej związek będzie wystawiony na ogromną próbę emocjonalnych dylematów, w których raz po raz powracać będzie przeszłość – zarówno naszych bohaterów, jak i miejsca, w którym się znaleźli.

W cieniu Czarnobyla to kolejna opowieść, która zgłębia zakamarki ludzkiej psychiki, dotykają również problemu jej zaburzeń. I jeśli mam być szczera, to sama książka cierpi na jedno z nich. Czytając tę powieść nie sposób nie odpędzić się od wrażenia, że równolegle czyta się dwie, zupełnie oddzielne historie: jedną o Zonie, drugą o relacjach pracowników laboratorium. Jedną poruszającą i niezwykle dopracowaną, drugą pozostawiającą wiele do życzenia.

Znalezione obrazy dla zapytania czarnobyl
Opustoszała Prypeć

Zacznijmy od tej pierwszej. Hessérus poświęca Zonie wiele miejsca w powieści, zarówno wkładając w usta bohaterów opowieść o katastrofie, jak i pokazując nam jej wygląd oczami Katariny. Sama autorka przed napisaniem tej powieści wybrała się w podróż po Strefie wraz z grupą ukraińskich naukowców, co da się odczuć w tekście. Opisy tworzone przez autorkę wypełnione są po brzegi detalami, tworząc niemal reporterskie zapiski z wędrówki po opustoszałej głuszy. Najwięcej miejsca poświęca oczywiście przyrodzie (w końcu główna bohaterka to biolog), zwracając uwagę czytelnika na niezwykle intrygujący ekosystem rozwijający się w miejscu opuszczonym przez człowieka, często wyglądającym tak, jakby pochłaniał porzucone przedmioty i opustoszałe budynki. Spisane relacje są na tyle sugestywne, że czytelnik może sam poczuć się, jak jeden z naukowców, przemierzających niedostępne dla zwykłego turysty miejsca. Spełniona zostaje również funkcja edukacyjne: pełno jest tutaj smaczków dotyczących np. „stopy słonia” czy tajemniczych kopców, o przeróżnych detalach z zakresu mikrobiologii nie wspominając. Ta opowieść zaciekawia, fascynuje i daje sporo pola do refleksji.

Jednak ten niezwykle dopracowany styl, sięgający czasami wręcz rejestrów poetyckich zupełnie się rozmywa, gdy autorka przechodzi do opisywania relacji międzyludzkich. Te niestety są rozpisane w sposób mało przekonujący: decyzje podejmowane przez bohaterów często nie są w żaden rozsądny sposób umotywowane, a problemy psychiczne są w znaczny sposób spłaszczone. Aż chciałoby się dodać więcej głębi do historii pracującej w laboratorium Olgi, więcej dramatyzmu do wydarzeń rozgrywających się w Strefie, jednak autorka tłumi każdy zapowiadający emocje wątek. Nie wspominając już o relacji Katariny i Grigorija, w której prawdziwość nie jestem w stanie uwierzyć. Największym problemem jest jednak to, że powiązanie między Czarnobylem a problemem interpersonalnym rozgrywającym się na kartach powieści, jest na tyle wątłe, co tylko potęguje wrażenie, że czyta się dwie zupełnie odrębne opowieści.

Podobny obraz
Ruiny miasta

W cieniu Czarnobyla jest powieścią o zmarnowanym potencjale. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się poprzestać na spisaniu relacji ze swojej wyprawy do Strefy, bo wówczas otrzymalibyśmy niezwykle poruszające i pięknie napisane dzieło. Niestety, przy próbie wprowadzenia bohaterów, dopisywania ich relacji osobistych i zgłębiania meandrów ich psychiki coś nie wyszło i w rezultacie otrzymaliśmy powieść zaledwie poprawną. To książka dla tych, którzy chcą odwiedzić Zonę nie ruszając się z miejsca. Jeśli jednak szukacie powieści z ciekawie rozbudowaną psychologią postaci czy wzruszającym wątkiem miłosnym, to możecie nie znaleźć w niej tego, czego szukacie.

Na koniec jedna ważna informacja: akcja powieści rozgrywa się kilka lat temu, zanim Zona zamieniła się w atrakcję turystyczną. Z roku na rok przybywa tutaj odwiedzających, którzy znudzeni są konwencjonalnymi formami spędzania wolnego czasu. Ludzie coraz częściej przerywają czarnobylską ciszę, robią sobie radosne zdjęcia na tle słynnego diabelskiego młyna oraz układają w wymyślne kompozycje nadgryzione przez ząb czasu porzucone przedmioty. Mówi się, że to właśnie w tym kierunku będzie rozwijać się ten obszar i za kilkanaście lat o ponownie na stałe zagości tu człowiek.

Może to byłby ciekawy pomysł na kolejną powieść o Strefie?

14 myśli w temacie “W cieniu Czarnobyla

Add yours

  1. A najstraszniejsze jest to, ze Prypeć miała być swoistym radzieckim El dorado, i nawet po wybuchu nikt nic nie mówił. Dopiero kiedy radioaktywna chmura dotarła do Skandynawii, rozpoczęła się ewakuacja.

    Miasto samo w sobie jest przerażające – puste, rozpadające się. Niby fajna atrakcja turystyczna, ale (przynajmniej dla mnie) wizyta była mocno przygnębiająca

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑