Królowa cukru

Teoretycznie żyjemy w czasach równouprawnienia. Bez względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry, orientację seksualną czy wyznanie, powinniśmy mieć równe szanse, równą płacę, równy dostęp do usług. Powinniśmy, ale często nie mamy, ponieważ gros ludzi wciąż podchodzi z rezerwą do tych, którzy odbiegają od powszechnych w danym społeczeństwie norm. Kobiety wciąż zarabiają mniej od mężczyzn a osoby homoseksualne są szykanowane i skazane na ostracyzm. Nie inaczej jest z kolorem skóry i choć w naszym kraju nie jest to aż tak bardzo zauważalne, to jednak istnieją na świecie miejsca, gdzie pomimo zrównania szans, osoby ciemnoskóre wciąż traktowane są gorzej.

Najlepszym przykładem takiego kraju są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. To tam w XVIII i w XIX w. praktykowano niewolnictwo, a segregacja rasowa obowiązywała aż do 1964 r. Dziś często słyszy się o białych stróżach prawa strzelających (teoretycznie) bezpodstawnie do ciemnoskórych podejrzanych czy o traktowaniu ich jako „leniwych brudasów, skłonnych do oszustwa”. Tego typu podejście najczęściej zauważane jest w stanach południowych, gdzie niewolnictwo i segregacja utrzymywały się najdłużej. To tam po dziś dzień znajduje się najwięcej zwolenników partii konserwatywnej, którzy z łezką w oku wspominają czasy, gdy ich przodkowie opływali w luksusy, dorabiając się pokaźnego majątku na handlu bawełną czy trzciną cukrową. U podstawy tego sukcesu stali właśnie niewolnicy (czy później służący), którzy wyręczali swoich „panów” praktycznie we wszystkich przyziemnych czynnościach (zarówno na roli, jak i w domu), umożliwiając im spokojne zajmowanie się zbijaniem interesów i wystawnym życiem (przy czym sami pracowali w zamian za wikt i opierunek).

Echa przeszłości są wciąż doskonale słyszalne, nic więc dziwnego, że temat ciemnoskórych mieszkańców USA ciągle powraca w amerykańskich powieściach: zarówno tych wychodzących spod pióra Afroamerykanów, jak i białych. Na przestrzeni ostatnich kilku lat pojawiły się m.in. takie powieści jak rekomendowana przez Baracka Obamę Kolej Podziemna Colsona Whiteheada czy zekranizowane Sekretne życie pszczół Sue Monk Kidd. Obie powieści silnie nawiązywały do jakości życia ciemnoskórych, do miejsca, jakie zajmują na drabinie społecznej. Mówiły o niewolnictwie, zarówno tym prawnie obowiązującym, jak i tym wymuszonym siłą przyzwyczajenia, o uciśnieniu i pragnieniu wolności.

sugarcane-439880_1920.jpg
Plantacja trzciny cukrowej

Ostatnio na rynku ukazała się kolejna książka opisująca losy ciemnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Królowa cukru to debiutancka powieść mieszkającej w San Francisco młodej ciemnoskórej pisarki Natalie Baszile. Książka ta zyskała miano jednej z najlepszych książek rok 2014 według San Francisco Chronicles oraz zyskała nominacje do takich nagród, jak Crooks Corner Southern Book Prize oraz NAACP Image Award. Jednak najważniejszym wyróżnieniem była rekomendacja samej Oprah Winfrey, której książka przypadła do gustu na tyle, że zdecydowała się wyprodukować jej serialową adaptację (do dziś zostały wyemitowane już 3 sezony serii i wiadomo już, że został zamówiony kolejny).

We wrześniu w Polsce nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się polskie wydanie tej książki. Czy warto się nim zainteresować?

Na pierwszy rzut oka Królowa cukru wydaje się być kolejną powieścią z nurtu „powrót do korzeni”. Charley, główna bohaterka powieści, otrzymuje w spadku po ojcu plantację trzciny cukrowej. Przyzwyczajona do wielkomiejskiego życia kobieta nie kwapi się do przebranżowienia, porzucenia skromnego, choć w miarę wygodnego życia w skąpanej w słońcu Kalifornii na rzecz farmy położonej w prowincjonalnej Luizjanie. Niestety, ojciec przewidział niechęć córki i wprowadził w testamencie zapisy zakazujące odstąpienia od spadku oraz sprzedaży roli. Chcąc nie chcąc Charley pakuje dorobek swojego życia, zabiera 11-letnią córkę i wyrusza w nieznane.

I już oczami wyobraźni widzimy, jak ta historia się dalej potoczy. Nasza bohaterka zakocha się w życiu na prowincji, zyska uwielbienie dla natury, scali swoje życie rodzinne oraz pozna miłość swojego życia, na koniec dochodząc do konkluzji, że to, do czego podchodziła z tak ogromną rezerwą, okazało się być jej życiową szansą. Zaskoczenia nie będzie, bo Baszile podąża tym schematem, choć dawka szczęścia i słodyczy jest tutaj nieco zredukowana, a w powieści wyczuwalny jest znaczny posmak goryczy.

house-186400_1920.jpg
Dom na plantacji

Owszem, autorka rzuca Charley w zupełnie nowy kontekst, w którym musi się odnaleźć nie tylko jako kobieta, ale w dodatku jako Afroamerykanka, jednak jej walka o utrzymanie farmy stanowi jedynie tło opowieści. Na pierwszy plan za to wysuwają się jej rodzinne perypetie, łącznie z pewnymi nierozwiązanymi sprawami z przeszłości, które rzutują na teraźniejszość. Przeprowadzka do Luizjany wiąże się z zamieszkaniem w domu jej babci (o wdzięcznym imieniu Miss Honey), która z upływem tygodni z przemiłej staruszki  przeradza się w apodyktyczną seniorkę rodu, której opinia jest święta i nie podlega dyskusji. Co gorsza, w życie naszej bohaterki wkracza przyrodni brat Ralph Angel, który jest zdecydowanie najbarwniejszą i najbardziej irytującą postacią w tej powieści. Obecność w życiu bohaterki tego żyjącego ponad prawem niebieskiego ptaka wystawia ją na dość poważną próbę, w ramach której musi zdecydować, czy ważniejsze są dla niej więzi rodzinne, czy opłacalność biznesu. I choć wydaje nam się, że wybór w takiej sytuacji jest oczywisty, to jednak autorka udowadnia nam, że czasami lepiej słuchać się głosu rozsądku, niż postępować szlachetnie.

Baszile łamie stereotypy nie tylko pisząc o rodzinnych więziach. Choć problem koegzystencji ludzi różnych ras jest tutaj kluczowym zagadnieniem, autorka stara się nie demonizować białego człowieka i odbiega od stereotypowego dla prozy afro-amerykańskiej podziału na dobrych czarnych i złych białych. Oczywiście, jak to już na południu bywa, różnice w traktowaniu przewijają się w powieści, dotykają naszą bohaterkę, która słysząc, że jest inna, niż inne „czarne” kobiety wpada w szewską pasję i pozwalają jej wierzyć, że z kosmopolitycznego Los Angeles trafiła do samego centrum amerykańskiego rasizmu. Jednak ostatecznie w życiu Charley pojawiają się osoby o innym kolorze skóry, które dają jej ogromne wsparcie, choć zdarza się im czasami powiedzieć o kilka słów za dużo i zachować lekko niefrasobliwie. Z drugiej strony autorka udowadnia, że choć powszechnie walczy się ze stereotypem „czarnego leniucha”, to jednak stworzony przez nią Ralph Angel swoim postępowaniem stanowi idealny przykład powiedzenia „jakby tu zarobić, ale się nie narobić”. Baszile stara się tłumaczyć jego zachowanie sposobem wychowania oraz braku miłości, jednocześnie starając się udowodnić, że kształtuje nas nie kolor skóry, a doświadczenia z przeszłości. A nawiązań do tego co było pojawia się w książce wyjątkowo dużo.

Nie bez znaczenia jest również miejsce, w którym rozgrywa się powieść. Umiejscowienie akcji w prowincjonalnej Luizjanie dało autorce możliwość pokazania nie tylko trudu, jakim jest praca na roli, ale przede wszystkim innej społeczności, która nieco różni się od tej wielkomiejskiej. Inaczej są tutaj położone akcenty, życie zdaje się płynąć wolniej, choć nie jest wcale tak beztroskie, jak by to się nam mogło wydawać. Baszile umieszcza w książce cały miejscowy koloryt, począwszy od licytacji sprzętu rolniczego, przez kolorowy festyn, duszne puby z potańcówkami przy muzyce country, aż po niszczycielską siłę huraganu.

slave-cabins-441396_1920.jpg
Chatki, w których na plantacjach mieszkali niewolnicy

Ale Królowa cukru nie jest powieścią idealną. Autorka chce poruszyć zbyt wiele wątków, przez co część z nich zostaje spłaszczona lub po prostu rozpływa się w powietrzu. Praktycznie każdą postać wyposażyła ona w wyjątkowo bogaty bagaż przykrych doświadczeń, które w jakiś sposób wpływają na postawę bohaterów. Komuś umarła żona, komuś mąż, matka, ojciec czy dziecko. Rozbite rodziny, nałogi i trudna  (choć nie krytyczna) sytuacja materialna – jest tego tutaj sporo i ta liczba nieszczęść może przytłoczyć. I o ile Baszile świetnie buduje postaci, to jednak ma problem z wykorzystaniem tej podbudowy w zadowalający sposób.  Jeśli np. oczekujemy, że wątek dorastającej córki bohaterki (swoją drogą nawet ta 11-latka boryka się z traumą), która przechodzi przez pierwsze fazy buntu a nieco później przy pomocy babci odkrywa Boga, rozwinie się w pogłębiony obraz relacji-matka córka, to raczej musimy obejść się smakiem. Prócz dwóch wzruszających scen nie znajdziemy tutaj nic więcej, podobnie jak w przypadku relacji damsko-męskich, które choć zapowiadają się ciekawie, to jednak ostatecznie zostają rozwiązane w dość banalny i przewidywalny sposób. Jedynym wątkiem, w którym autorka praktycznie do samego końca podgrzewa napięcie i w którym umiejętnie i w nieoczywisty sposób buduje fabułę, są losy Ralpha Angela, choć i w tym przypadku zakończenie stanowi dość pretensjonalną (odbiegająca od ogólnego wydźwięku powieści) aluzję  do obecnej sytuacji polityczno-społecznej w USA.

Nie zapominajmy jednak, że Królowa cukru do debiut Baszile. Rewolucji póki co nie zwiastuje, ale może stanowić punkt wyjścia do dyskusji na temat podziału rasowego współczesnych Stanów Zjednoczonych. A przy okazji to całkiem przyjemna powieść obyczajowa, którą zwyczajnie dobrze się czyta.

13 myśli w temacie “Królowa cukru

Add yours

  1. Ja myślę, że równouprawnienie jest, ale tylko pozorne. Szczególnie to widać w błahych, codziennych sytuacjach. Przykład? W lecie mężczyźni mogą ściągać koszulki, nawet w środku miasta. Kobieta nawet stanika nie może ściągnąć, nie mówić o pozostałych elementach garderoby…

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑