Roślinny lunchbox dla każdego

Ostatnio zapanował boom na kuchnię wegańską. Bycie wegetarianinem jest już passé, a jedzenie mięsa uznawane jest za relikt przeszłości. Kwestie etyczne (ochrona zwierząt), przestały już mieć znaczenie i zdecydowana większość młodych osób żegnających się z serem i jajkami raczej chce dopasować się do wzorca promowanego przez youtuberki czy instagramerki, wierząc, że odrzucenie generujących cholesterol jaj oraz tłustych twarogów pomoże im utrzymać idealną sylwetkę. Większość „wegan” poprzestaje na zmianie diety, nie dostosowując do potrzeb nowego stylu życia zawartości swojej kosmetyczki czy garderoby.

Jednak kuchnia wegańska, nie jest zarezerwowana wyłącznie dla osób określających się mianem wegan. Choć większość z nas z dzieciństwa wyniosła awersję do warzyw (podawanych na szkolnych stołówkach w postaci rozgotowanej papki), to jednak kuchnia wegańska pozwala nam tę barierę przełamać i coraz więcej mięsożerców kusi się (okazjonalnie) na kotlety z buraka, panierowane tofu czy kebaby z falafelami. Nie chodzi tutaj nawet tyle o względy zdrowotne, co o smak. Tak się bowiem składa, że jednym z głównych atutów tego rodzaju kuchni są różnorakie, wyraziste przyprawy, które sprawiają, że nawet nijakie tofu zaczyna smakować wykwintnie.

Gdy 7 lat temu zamieszkałam w Łodzi, w mieście działało ok. 6-7 miejsc serwujących dania wyłącznie wegetariańskie (w tym 4 należące do sieci Green Way). Dziś miejsca dedykowane potrzebom osób roślinożernych wzrastają jak grzyby po deszczu i jest ich już ok. 15-20 (trudno mi zliczyć, ponieważ przestałam nadążać za nowymi otwarciami). Nie inaczej jest z książkami kucharskimi – obecnie wybierając się do Empiku możemy zauważyć, że lwia część publikacji poświęcona jest diecie bezmięsnej. Pierwsza była bodajże Jadłonomia Marty Dymek, która otworzyła drogę innym, analogicznym książkom. Nic w tym dziwnego, dopóki jest zapotrzebowanie na wiedzę dotyczącą kuchni wegańskie, dopóty takie pozycje będą się na rynku pojawiać.

Jedną z najnowszych książek wegańskich jest Roślinny lunchbox dla każdego autorstwa Eryka Wałkowicza (znanego również jako erVegan). W pierwszej swojej książce zaprezentował on dość szeroki i bardzo tradycyjny przekrój przepisów na każdą porę dnia, natomiast tym razem skupił się wyłącznie na daniach, które możemy zabrać ze sobą do pracy. Oznacza to tyle, że w książce znajdziemy przepisy, których przygotowanie nie zabierze nam kilku godzin i które bez problemu będziemy mogli spakować do pojemnika i zabrać ze sobą do pracy.

Dla kogo jest ta książka:

Najłatwiej odpowiedzieć, że dla pracujących wegan, ale to nie do końca prawda. Powiedziałabym raczej, że jest to publikacja dla wszystkich, którzy są w stanie zaakceptować brak mięsa w posiłku (znam osoby, które nie posiadły takiej zdolności – jedynie w deserach nie domagają się jego dodatku), którzy, czy to ze względu na brak czasu, czy umiejętności, szukają przepisów prostych w przygotowaniu . Ja dania z książki przygotowywałam zarówno z myślą o zabraniu do pracy, jak i jako pełnoprawny obiad spożywany w domowym zaciszu.

Wstęp:

Książkę otwiera dość obszerna część teoretyczna. Autor tłumaczy w niej m.in. z jakich składników i w jakich proporcjach powinien składać się lunchbox, w jakich pudełkach powinno się przechowywać jedzenie, jak je przygotowywać i w jakich warunkach przechowywać oraz podaje przykłady produktów, które poprawiają koncentrację czy humor. Nie znajdziemy tutaj nowych faktów, których do tej pory nie słyszeliśmy, to raczej recycling znanych od lat informacji, które (dla zasady) musiały znaleźć się w publikacji tego typu. Z pewnością będą one cenne dla początkujących kucharzy, w szczególności dla tych, którzy stawiają pierwsze kroki w świecie wegańskim.

Zestawienie przepisów:

Przepisy w książce zgrupowane są w następujące kategorie:

  • śniadania (jaglanki, omlet, tofucznica),
  • kanapki (z tofu czy różnymi pastami – czyli alternatywa dla sera i szynki),
  • przekąski (rollsy, kąski – czyli coś dla tych, którzy lubią dawkować sobie przyjemność),
  • na mały lunch (makarony, warzywne nuggetsy, sałatki),
  • obiady (leczo, gulasz, curry, kotlety, burrito),
  • koktajle i napoje (głównie dodające energii, czyli takie, których w trakcie pracy nie powinno nam zabraknąć),
  • słodkości (głównie batoniki)
  • oraz dodatki (dressingi, surówki oraz marynaty do tofu).

W ten sposób autor zabezpieczył potrzeby szerokiego grona odbiorców, zarówno tych którzy jedzą w pracy śniadanie, później przekąszając kanapką, jak i tych, którzy spożywają pełnoprawny obiad i zagryzają go słodką przekąską.

Składniki:

Składniki to przede wszystkim warzywa, owoce, produkty zbożowe i przyprawy. W przepisach często gości tofu, więc warto znaleźć jakieś sprawdzone źródło dostawy tego składnika. W większości większych marketów można dostać je bez problemu, a i w mniejszych sklepach coraz częściej się je spotyka. Warto zauważyć, że jeśli żyjemy z osobą, która jest mięsożerna, w wersji potrawy dla niej tofu możemy spokojnie zastąpić kurczakiem: sama testowałam to rozwiązanie w przypadku przygotowywania burrito oraz nuggetów.

Pozostałe składniki są łatwo osiągalne, za co autorowi należy się ogromny plus. W większości książek poświęconych kuchni wegańskiej, autorzy mają bowiem tendencję do uwzględniania w przepisach produktów, które są albo trudno dostępne, albo kosztują niemało.

Instrukcja:

Autor zdecydował się zrezygnować z podawania gramatury produktów, na rzecz objętości mierzonej za pomocą kubków. Tłumaczył to tym, że nie każdy posiada wagę kuchenną i że odmierzanie kubkami jest znacznie łatwiejsze. Problem w tym, że obecnie ze świecą można szukać kubków o jednakowych wymiarach (sama chyba nie mam 2 kubków o takiej samej pojemności), więc pomysł, który miał pomóc, raczej zaszkodził. Całe szczęście w części wprowadzającej zawarł przeliczenie kubków na gramy i mililitry, co umożliwi bezbłędny dobór składników.

Kolejne kroki przygotowania potrawy zostały opisane w sposób przejrzysty. Szkoda, że autor nie zawarł w przepisach wskazówek, które pomogłyby w przygotowaniu dań, np. że daktyle przed zblendowaniem warto namoczyć, a masło orzechowe zostawić na chwilę w temperaturze pokojowej. Wierzę, że tego typu porady przydałyby się nie tylko tym, którzy stawiają pierwsze kroki w kuchni.

Na plus zasługuje podanie liczby porcji oraz zawartości odżywczej każdej potrawy. Szkoda, że nie ma podanego oscylacyjnego czasu przygotowania potrawy – teoretycznie wiemy, że nie zajmie nam to zbyt wiele czasu, ale w niektórych przypadkach każda minuta jest na wagę złota.

Trudność wykonania:

Znikoma, choć czasem trzeba się odrobinę wysilić. Ja na problem napotkałam się dwukrotnie. Stawałam na głowie robiąc roladki z cukinii, ponieważ farsz nieustannie wylatywał z rolki (o przygodach z farszem do burrito już nawet nie wspominam). Gdy przygotowywałam jabłka z cynamonem i masłem orzechowym okazało się, że jabłko to nie chleb i nie da się na nim skutecznie rozsmarować wyjętego z lodówki mazidła.

Jeśli chodzi o niezbędną infrastrukturę, to niezbędna będzie kuchenka z piecykiem oraz blender – taki zestaw powinien zdecydowanie wystarczyć.

Czy jest to zjadliwe?

Zdecydowanie tak. Oczywiście smak jest kwestią indywidualną, ale jak już wspomniałam na wstępie, kuchnia wegańska opiera się w znacznej mierze na przyprawach i to one sprawiają, że to, co ląduje na naszym talerzu (lub w naszym lunchboxie) jest wyraziste i po prostu smaczne. Kompozycja składników proponowana przez autora jest jak najbardziej optymalna, choć zdarzało mi się nieco modyfikować przepisy, by dostosować je pod mój gust, np. poprzez dodanie innych przypraw (jestem zwolenniczką kuchni „na ostro”), czy eliminację awokado (za którym nie przepadam).

Wydanie:

Niekwestionowaną zaletą tej książki jest jej wydanie. Została ona opatrzona solidną twardą okładką (łatwo się z niej usuwa ewentualne zabrudzenia, co niestety miałam okazję testować), a same przepisy zostały wydane na papierze, po którym bez problemu możemy pisać. Minusem jest brak tasiemki, którą moglibyśmy zaznaczać strony z przepisami. Natomiast na korzyść działa duży rozmiar czcionki, którą spokojnie dostrzeżemy z daleka, rozplanowanie każdego przepisu na odrębną stronę oraz duże ilustracje przedstawiające faktyczny wygląd dań (co wcale nie jest tak często spotykane).

Werdykt:

Roślinny lunchbox jest książką dla każdego, kto lubi kuchnię wegańską. Przepisy są w większości banalnie proste i ich przygotowanie nie jest zbyt czasochłonne. Doskonale sprawdzają się nie tylko w pracy, ale również w domu, można je również łatwo dostosować do potrzeb osób gustujących w mięsie. Ze względu na łatwość przygotowania proponowanych przez Wałkowicza potraw oraz przez długi wstęp, książka ta nadaje się dla osób zaznajamiających się ze sztuką gotowania, choć autor nie był zbyt wylewny przy podawaniu rad związanych z pewnymi niuansami przygotowywania dań – a szkoda.

23 myśli w temacie “Roślinny lunchbox dla każdego

Add yours

  1. Kuchnia wegańska jest jak najbardziej ok 🙂 ale ja nie lubię zakazów i ograniczeń, dlatego o ile uwielbiam wegański smalec z fasoli, tak po prostu dla samego przepisu, o tyle nie znaczy to, że nie będę jadła i gotowała mięsa 🙂

    Polubienie

    1. W 100% się z Tobą zgadzam. Każda dieta wymaga konsultacji, również taka redukująca kaloryczność potraw.
      Nie zmienia to jednak faktu, że nawet gustując w potrawach mięsnych, można sobie urozmaicać jadłospis potrawami stricte roślinnymi. Nikomu odrobina warzyw nie zaszkodzi (no, chyba, że ktoś ma alergie lub problem z trawieniem niektórych roślin).

      Polubienie

  2. A mnie zawsze dziwi, kiedy ludzie z zasady trzymają się na dystans do przepisów wege, czy (boże!) wegańskich. Przecież nikt nie twierdzi, że mięsożercom nie wolno skosztować kotleta z soczewicy 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dokładnie. Znam osoby (głównie płci męskiej), które na samą wzmiankę o kotlecie zrobionym z czegoś innego niż z mięsa, patrzą się na mnie, jak na odmieńca i mówią, że „nie są krową”. Cóż, do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć.

      Całe szczęście z Patrykiem (drugą połową Literatki) takiego problemu nie ma i sam nawet robi kotlety z ciecierzycy czy chodzi ze mną na burgery wegańskie 🙂

      Polubienie

  3. Warzywka są niezwykle zdrowe i warto urozmaicać nimi dietę, ale weganizm raczej nie dla mnie… Niemniej książka by się przydała – na pewno ma wiele ciekawych przepisów, które warto od czasu do czasu wypróbować.

    Polubienie

  4. Nie jestem całkowicie wege i nie planuję być (głównie ze względu jednak na łatwość – u znajomych, w knajpie czy na wspólnym wyjeździe nie będę kombinować). Ale z przepisów Eryka, z Jadłonomii czy Aga ma smaka korzystam często. Nie muszę mieć mięsa codziennie, a kuchnia wegańska jest równie ciekawa i smaczna. Książki nie posiadam, ale blog Eryka jest super i mogę go polecić każdemu, kto szuka ciekawych pomysłów na posiłki. Ja może nie mam czasu jakoś super na gotowanie, ale lubię poeksperymentować w kuchni i zrobić coś nowego.

    Polubienie

  5. Oooo pozycja dla mnie. Nie jestem ani weganką, ani wegetarianką, ale lubię wplatać takie posiłki. Jem mięso 2-3 razy w tygodniu. Częściej nie czuję potrzeby. I na pewno jakieś urozmaicenie by się przydało 😉
    No i Green Way – przypomniały mi się moje lata studenckie we Wrocławiu, kiedy zaczęłam w końcu dorabiać i tam się stołowałam 😉 Tam zjadłam też pierwsze w życiu curry 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑