Ostatni z naszych

Nie tak dawno temu pisząc recenzję książki Ferma Blond Piotra Adamczyka, dziwiłam się popytowi, jakim cieszy się wątek II Wojny Światowej wśród twórców kultury. Specjalistami od dzieł nawiązujących do jednej z największych tragedii ostatnich lat są oczywiście Polacy i nie ma w tym nic dziwnego – to naszej ojczyźnie oberwało się najbardziej, to właśnie te nadwiślańskie ziemie stały się świadkami zdarzeń, na myśl o których włos się jeży na głowie. Polacy stali się jednymi z głównych ofiar nazistowskiej eksterminacji, której skutki widoczne były jeszcze przez długie lata po kapitulacji. Sama pamiętam, jak dziadek opowiadał mi o kolejnych wysiedleniach i powrotach do domu, o tym, jak dzieciakiem będąc rzucał kamieniami w niemieckie pociągi i jak w akcie desperacji jego rodzice zakopywali kosztowności na pobliskiej łące. Wojna wgryzła się z świadomość Polaków i minie jeszcze kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat, zanim będziemy mogli pozbyć się tego skażenia.

Ale dziś wyjątkowo nie będzie o Polakach. Nie bez powodu ów konflikt został nazwany „światowym”, okrucieństwo z niego płynące rozlało się praktycznie na cały glob, oczywiście najmocniej zaznaczając swoją obecność w Europie. I choć dziś może nas to dziwić, to jednak również poza granicami naszego kraju II Wojna Światowa jest tematem nośnym, który często powraca na ekranach, w grach komputerowych, czy wreszcie w literaturze. Łatwo zauważyć, że Amerykanie przeważnie portretują wojnę głównie z perspektywy żołnierzy walczących na froncie, podczas gdy Europejczycy częściej dotykają tematu losów cywili, bombardowań i strachu, jaki towarzyszył każdej codziennej czynności. Groza często miesza się z miłością (nic nie stanowi bardziej kontrastowego tła do opowiedzenia historii miłosnych, niż bombardowanie) lub stanowi punkt wyjścia do przygody, najlepiej z dreszczykiem.

Zdarzają się i tacy, których bardziej, niż sama wojna, interesują jej skutki. Częściej są one jednak rozpatrywane w postaci reportaży i wywiadów, np. tych autorstwa Mikołaja Grynberga, który rozmawiał i z tymi, którzy przeżyli wojnę (Ocaleni z XX wieku), jak i z ich dziećmi (Oskarżam Auschwitz). Rzadko jednak ten przedstawiciele generacji „baby boomers” (czyli urodzeni po 1945 r.) stają się bohaterami powieści fikcyjnych odnoszących się do II Wojny Światowej. Zupełnie tak, jakby ta tragiczna przeszłość dla nich nie istniała.

Całe szczęście są pewne wyjątki.

Zniszczone centrum Drezna

Przenieśmy się na chwilę do roku 1945, do Drezna, które właśnie stało się jedną z ikon okrucieństwa II Wojny Światowej. Niegdyś piękne miasto o prężnie działającym przemyśle w ciągu dwóch dni za sprawą działań lotnictwa amerykańskiego i brytyjskiego zamieniło się w wielkie pobojowisko. Wśród kikutów budowli trwa natężona akcja poszukiwania zaginionych, w prowizorycznie zaaranżowanych szpitalach lekarze i ochotnicy walczą o życie tych, których cudem udało się wydobyć z gruzowiska. Tam, wśród tej wrzawy, wśród kurzu i jęku umierających, na świat przychodzi mały Werner Zilch. Pech chciał, że chwilę po narodzeniu kona jego matka, prawdopodobnie nie żyje również ojciec. I tak to świeżo osierocone niemowlę zostaje w rękach bezradnego lekarza, który ma za zadanie odnaleźć ciotkę maleństwa.

Jest rok 1969. Werner jest już młodym biznesmenem, który idzie odważnie przez świat, zaliczając po drodze kolejne niewiasty. Wychowywany został w rodzinie adopcyjnej, do której trafił jako mały szkrab. Nie pamięta, skąd pochodzi i dawno już porzucił wysiłek szukania swoich biologicznych rodziców. Nie wie, skąd pochodzi i jak spędził najmłodsze lata. I jak możemy się domyślać, wkrótce ten stan błogiej niewiedzy się zmieni.

To historia zawarta w książce Ostatni z naszych autorstwa francuskiej pisarki Adélaïde de Clermont-Tonnerre. Historii nie tyle o wojnie, bo ta pojawia się tutaj na chwilę i to w swoim końcowym stadium, ale przede wszystkim o powojennej traumie i o próbie rozliczenia się z tym, czego się wówczas doświadczyło. Autorka prowadzi narrację w dwóch liniach fabularnych (zabieg niezwykle popularny ostatnimi czasy), raz pokazując nam współczesne losy Wernera, który zakochuje się po uszy w młodej artystce Rebecce, raz dramatyczną ucieczkę z chylącej się ku upadkowi III Rzeszy. W przeciwieństwie od bohatera wiemy, jak jego historia się zaczęła, w trakcie lektury wciąż odkrywamy jednak kolejne elementy układanki, która zaciemnia obraz pierwszych miesięcy życia Wernera. A jakby tego było mało, to na sam koniec otrzymujemy zwrot fabuły, który może nie wywraca akcji o 180 stopni, ale dodaje element zaskoczenia.

Tonnerre podjęła się dość specyficznej tematyki, która dość rzadko pojawia się na kartach powieści. Często mówi się bowiem o wojnie, ale rzadziej skupia się na piętnie, które wywarła na osobach, które ją przeżyły, na tym, jak odnajdują się w rzeczywistości powojennej. Rzadko jest poruszany również wątek wspomnianej już generacji „baby boomers”, która wychowała się w cieniu wydarzeń, których co prawda nie pamięta, ale na własnej skórze odczuwa ich skutki. W Ostatnim z naszych pojawiają się przedstawiciele zarówno jednej grupy, jak i drugiej. Ci pierwsi zmagają się z traumą i wciąż odczuwają problemy z odnalezieniem się w świecie, w którym nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Ich charakterystyczną cechą jest skrytość, nie chcą oni rozmawiać z dziećmi o dramatycznych wydarzeniach, tłumacząc to często wstydem lub chęcią ochrony potomstwa przed traumatycznym obrazem własnej przeszłości. Młodzi natomiast albo usiłują zrozumieć zachowanie ich rodziców (jak ma to miejsce w tej powieści), albo patrzą na nich jak na dziwaków, pogrążając się w typowym dla nastolatków buncie. Warto zaznaczyć, że akcja powieści rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, które nie były bezpośrednim celem ataków. Społeczeństwo amerykańskie nie było aż tak przesiąknięte dramatem wojny, stąd też odczuwanie cierpienia jest tutaj szczególnie indywidualne i obserwowane głównie wśród imigrantów.

Znalezione obrazy dla zapytania new york 1971
Nowy Jork w 1971 r.

Autorka za pomocą dwutorowej narracji doskonale kontrastuje dwa światy, w których przebywa Werner. Jego „dzisiaj” to przełom lat 60. i 70., era dzieci kwiatów, rozkwitu artystycznej bohemy Nowego Jorku oraz wielkich inwestycji biznesowych. To kolorowy świat młodych, którzy chcą odreagować to, co przeżyli ich rodzice, którzy chcą z życia czerpać pełnymi garściami, nie zważając często na konsekwencje. Natomiast rok 1945 prezentuje się zgoła inaczej. Zamiast odpływać w narkotykowym uniesieniu, młodzi ludzie desperacko walczą o każdy dzień życia, miast się bogacić, oni porzucają w pośpiechu swój dorobek życia. Bombardowania, drakońskie sceny w obozach koncentracyjnych i wreszcie sama trudność wynikająca z opieki nad noworodkiem w samym środku zimy – to wszystko zdecydowanie odbiega od obrazu tętniącej życiem Ameryki.

Tutaj jednak pojawia się jeden drobny problem. Opis środowiska, w którym obraca się Rebecca i Werner jest zdecydowanie zbyt mocno nacechowany postaciami, które miały istotny wpływ na kształtowanie kultury lat 60. Nasz bohater ma romans z Joan Baez,  Becca przyjaźni się z Warholem, a na jednej z imprez pojawia się sam Donald Trump. Sam fakt występowania tych postaci oczywiście dodaje smaczku tej opowieści, jednak ich natężenie sprawia, że opowieść traci na wiarygodności i zaczynamy odnosić wrażenie, że poruszamy się w starannie zaaranżowanym muzeum figur woskowych. Wiem, że autorce zależało na odzwierciedleniu klimatu epoki, ale moim zdaniem zrobiła to odrobinę zbyt nachalnie.

Część wojenna prezentuje się już znacznie lepiej, ale tutaj pojawia się inny problem. Niestety, autorka zdecydowała się na bardzo jasny podział pomiędzy bohaterów dobrych i złych. Źli Niemcy współpracują z Hitlerem, dobrzy odżegnują się od nazistowskiej propagandy. Szkoda, że pokazano tutaj dezorientacji bohaterów, którą świetnie uchwycił Piotr Adamczyk we wspomnianej we wstępie Fermie blond, gdzie bohaterowie wierzyli Hitlerowi i wątpliwości zaczęli mieć dopiero, gdy zobaczyli skalę i okrucieństwo wojny. Tutaj niestety nie ma miejsca na takie rozważania, źli Niemcy są źli aż do kości, a dobrzy, nawet jeśli zrobią coś złego, to i tak robią to w szczytnym celu. Nie mamy tutaj postaci wieloznacznych, a szkoda, bo to z pewnością dodało by powieści nieco dramatyzmu.

Pomimo tych kilku zastrzeżeń, Ostatni z naszych, to niezwykle przystępna i wciągająca powieść. Tonnerre zabiera czytelnika w podróż do świata, w którym beztroskie życie amerykańskiej bohemy kontrastuje z trudnymi warunkami II Wojny Światowej, w którym przeszłość oddziałowe na teraźniejszość z niespotykaną siłą, a proces dochodzenia do prawdy bywa wyjątkowo bolesny. Nie jest to jednak książka patetyczna, utrzymana w wysokich i niezwykle ponurych rejestrach. Autorka pokazuje, że o wojnie można mówić w sposób nieco lżejszy, nie bagatelizując tym samym wagi tamtych wydarzeń.

Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nadal potrzebujemy książek nawiązujących do tematyki II Wojny Światowej. Odpowiedź jest banalnie prosta: dopóki istnieje popyt na te książki, dopóty będą one powstawać. I choć możemy mówić, że na temat wojny powiedziano już wszystko, to jednak zainteresowanie tą tematyką wcale nie maleje. Ot, taki paradoks.

19 myśli w temacie “Ostatni z naszych

Add yours

Dodaj komentarz

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑